Współzałożyciel polskiego Booksy ujawnia: Celujemy w ponad 10 mld dol. wartości

Mamy 30 mln użytkowników, co daje pierwsze miejsce wśród aplikacji do umawiania wizyt, i w AppStore, i w Google Play. Nie tylko w USA, lecz także w 11 innych krajach – mówi Konrad Howard, współzałożyciel Booksy i anioł biznesu.

Publikacja: 23.01.2024 06:49

Konrad Howard, współzałożyciel Booksy

Konrad Howard, współzałożyciel Booksy

Foto: Michal Jasiocha Photography

Dekadę temu siedzieliście wszyscy razem w pokoju w starym PRL-owskim pawilonie na warszawskim Ursynowie. Teraz to już biuro w Dolinie Krzemowej czy na Manhattanie?

Pamiętam! Zaczynaliśmy od małego biura z jednym chińskim czajnikiem, a moje biurko stało w garażu. Zimą często pracowałem w czapce, ponieważ temperatura sięgała kilku stopni. Dużo się od tego czasu zmieniło. Teraz nasze centrum dowodzenia mieści się na warszawskim Manhattanie, w Sky Tower, a ponieważ USA to nasz główny rynek, biura i zespoły mamy także w Chicago, Orlando czy Miami.

O Booksy i Znanym Lekarzu (Docplanner) mówi się już od pewnego czasu jako dwóch pierwszych polskich jednorożcach, czyli start-upach wartych ponad miliard dolarów. Teraz dołączył do nich ElevenLabs. Jaka jest aktualna wartość Booksy?

Ciężko jest wycenić firmę bez rund inwestycyjnych, a my ostatnią mieliśmy trzy lata temu. Wtedy zainwestowano w nas 70 mln dol. Z naszego rozwiązania korzysta dziś 30 mln użytkowników, co daje nam pierwsze miejsce wśród aplikacji do umawiania wizyt, zarówno w AppStore, jak i Google Play. Nie tylko w USA, lecz także w 11 innych krajach. Skala firmy jest już naprawdę duża, ale cały czas, nawet po dziesięciu latach działania, mamy przeświadczenie, że dopiero zaczynamy. Mamy wiele pomysłów na rozwój i sporo do zrobienia. Chcemy zostać dekacornem, czyli spółką wartą co najmniej 10 mld dol. Kolejna runda inwestycyjna pokaże, jak daleko jesteśmy od tego celu.

Planujecie taką rundę, by pozyskać kapitał?

Jeśli runda inwestycyjna wydarzy się w najbliższym czasie, będzie miała charakter celowy. Firma osiągnęła już break even point i przynosi zyski. Nie potrzebujemy więc pieniędzy na bieżące finansowanie, co jest unikalne wśród start-upów. Taka runda mogłaby być związana z przejęciami lub dużymi projektami strategicznymi. Rozmawiamy o pomysłach, które mogłyby przyspieszyć nasz wzrost i pozwolić wejść w nowe kategorie rynku.

A giełda? To naturalny krok…

Wejście na giełdę w Nowym Jorku to prywatne marzenie moje i mojego wspólnika – Stefana Batorego. Taka gwiazda północna, na którą patrzyliśmy, nie mając jeszcze nic prócz pomysłów i dużej determinacji, by je zrealizować. Myślę, że czas pokaże, czy i kiedy Booksy dołączy do firm notowanych na nowojorskiej giełdzie. Moglibyśmy już dziś zadać sobie pytanie, jak to zrobić. Na razie ta decyzja jest jeszcze przed nami.

Chcemy iść podobną drogą jak Amazon, który zaczynał do książek, a potem dokładał kolejne cegiełki. Chodzi o pokrewne kategorie, które sprawią, że użytkownicy będą mieli szerszą ofertę w jednym miejscu

Jak rozpoczęliście wspólny biznes?

Ze Stefanem Batorym mieliśmy swoje softwarehouse’y [producent oprogramowania i aplikacji – red.] i tych samych klientów. Często współpracowaliśmy, dzieliliśmy podobne wartości, podejście do klientów i spojrzenie na technologię. W 2013 roku, ponieważ chciałem trochę odpocząć, sprzedałem swój biznes. Dwa dni później zadzwonił do mnie Stefan i powiedział, że chciałby stworzyć największą firmę technologiczną na świecie w branży ogłoszeniowej. Brzmiało to trochę abstrakcyjnie jak na tamte czasy i możliwości dwóch młodych Polaków, ale jednocześnie tak ekscytująco, że długo się nie zastanawiałem. Jestem sportowcem, lubię wyzwania.

Stefan Batory jest ultramaratończykiem, a pan?

Stefan biega, ja latam na kajcie, śmigam na snowboardzie i uprawiam sporty walki. Mam więc dużo ruchu w ramach mentalnego detoksu, który jest często potrzebny założycielom start-upów.

Od razu mieliście pomysł na Booksy?

Najpierw założyliśmy firmę, która zajmowała się tworzeniem portali ogłoszeniowych dla takich światowych gigantów jak PennySaverUSA czy Time Warner. Podróżując po świecie, nabieraliśmy przeświadczenia, że powinniśmy zrobić coś, nad czym będziemy mieć większą kontrolę. Zrobić coś swojego, a nie tylko dostarczać kolejne innowacje dla innych firm. Podczas jednej z konferencji w Las Vegas w 2013 roku zaczęliśmy się zastanawiać, czy można działać szerzej niż tradycyjne firmy ogłoszeniowe, które pokazywały raptem wizytówkę przedsiębiorstwa i numer telefonu. Postanowiliśmy wówczas, że zrobimy coś, dzięki czemu użytkownicy będą mogli umawiać się na wizyty 24 godziny na dobę bez dzwonienia do usługodawców. Nawet jak ktoś jest po pracy, śpi czy ma wakacje, będzie mógł pozyskiwać nowych klientów i zarabiać więcej pieniędzy. Tak powstało Booksy.

Czytaj więcej

Start-upy 2024. Te polskie firmy mogą zaskoczyć w tym roku

Zdecydowaliśmy się na aplikację mobilną. Dziś może się to wydawać śmieszne, ale w tamtych czasach nikt w to nie wierzył. Słyszeliśmy, że to głupi pomysł, bo przecież każdy biznes używa strony internetowej i komputera, ale my już wtedy wiedzieliśmy, że smartfon będzie podstawowym narzędziem pracy, zwłaszcza dla małych biznesów.

Prowadziliśmy wtedy ze Stefanem jeszcze jeden biznes, nastawiony na rynek polski, aplikację do zamawiania taksówek iTaxi. Ale gdy odpaliliśmy Booksy i zobaczyliśmy, jak pozytywny jest odbiór użytkowników, uznaliśmy, że to właśnie na tym rozwiązaniu się skoncentrujemy. Sprzedaliśmy inne aktywa, m.in. iTaxi.

Gdyby ktoś teraz chciał przejąć Booksy, sprzedalibyście?

Mieliśmy różne propozycje… Uważamy jednak, że to my wygramy ten rynek. Przeprowadzamy akwizycje innych firm z naszej branży. W grę wchodzą też prywatne aspiracje. Chcemy zbudować coś, co będzie absolutnym numerem 1 na świecie.

A teraz jaką macie pozycję? Na jakim jesteście etapie rozwoju?

Jeśli chodzi o aplikacje na smartfony do rezerwacji usług beauty, to jesteśmy numerem 1 na świecie z większą liczbą użytkowników niż cała konkurencja łącznie. Natomiast w kategorii styl życia zajmujemy pierwszą lokatę w 11 krajach. Booksy znajduje się też często w pierwszej dziesiątce najpopularniejszych aplikacji w USA i wielu innych krajach, wyprzedzając nieraz Pinterest, Google home, Tinder czy Facebook Messenger. Nie ma nas za to jeszcze na tak wielkich rynkach beauty jak Chiny, Korea Płd. czy Japonia, gdzie mamy silną konkurencję. Tak więc mamy jeszcze sporo do zrobienia.

Jakie macie plany rozwojowe na najbliższe lata?

Rozwijamy się bardzo szybko, osiągamy kilkakrotne wzrosty w skali roku. Jeśli teraz jesteśmy jednorożcem, a chcemy w ciągu kilku lat stać się dekacornem, to oznacza, że musimy szybko urosnąć dziesięciokrotnie.

W samej branży beauty mamy jeszcze kilka potencjalnie interesujących kierunków rozwoju. Jednym z nich jest product marketplace. Dzięki Booksy najwięksi producenci kosmetyków czy farb do włosów będą mogli skuteczniej dotrzeć do salonów ze swoją ofertą i zautomatyzować zamówienia. Z kolei dla 130 tys. salonów, gdzie Booksy jest podstawowym systemem operacyjnym, to wielka oszczędność czasu i kosztów przy uzupełnianiu produktów. Teraz wiele aktywności muszą robić sami handlowcy: spotykać się, wysyłać maile, wykonywać połączenia telefoniczne czy jeździć na spotkania.

Czytaj więcej

Oni celują w miliard dolarów. Kto wejdzie do stadka polskich jednorożców?

Chcemy iść podobną drogą jak Amazon, który zaczynał od książek, a potem dokładał kolejne cegiełki. Chodzi o pokrewne kategorie, które sprawią, że użytkownicy będą mieli szerszą ofertę w jednym miejscu. Dla użytkownika większy sens ma umawianie się przez jedną aplikację z różnymi usługodawcami. Może on korzystać z Booksy niezależnie od tego, czy potrzebuje fryzjera, ogrodnika czy lekarza.

Lekarza? Czy pójdziecie na zwarcie z innym polskim jednorożcem, który umawia pacjentów z lekarzami?

Znanemu Lekarzowi akurat mocno kibicujemy.

Macie ambitne plany, ale pandemia o mały włos nie przewróciła firmy. Musiała zwolnić połowę pracowników.

Pandemia doprowadziła do zamknięcia wielu biznesów, w tym salonów beauty. Nasi klienci mieli jeszcze gorszą sytuację niż my, bo z dnia na dzień stracili źródło utrzymania. Booksy, by pomóc klientom i jednocześnie ich nie stracić, przestało wtedy pobierać opłaty za korzystanie z aplikacji. Wiedzieliśmy, że płyniemy na jednej łódce.

Dużo się nauczyliśmy. Pandemia na pewno przyspieszyła nasze decyzje o rozwoju w innych kategoriach, np. rezerwacji wizyt w bankach, firmach telekomunikacyjnych czy warsztatach samochodowych. Wchodziliśmy w nowe kategorie, by po prostu przeżyć. Mnie pandemia nauczyła, że nawet z pozoru abstrakcyjne scenariusze są możliwe. Teraz doceniam i celebruję nawet małe sukcesy.

Dobrą cechą start-upów technologicznych takich jak Booksy jest to, że w przeciwieństwie do dużych korporacji potrafimy się adaptować do trudnej sytuacji, uczyć, zmieniać strategię, wprowadzać nowe pomysły. Coś, co innych przeraża, nas pasjonuje. Lubimy tę dynamikę.

Ta dynamika może być niebezpieczna. Triumfujące biznesy zaskakuje często pojawienie się czegoś, coś wszystko wywraca, np. nowych technologii czy konkurentów. Nie obawia się pan tego?

Przyzwyczaiłem się do tej myśli. Start-upy to firmy, które działają od samego początku na granicy ryzyka biznesowego. Nie ma tu nic pewnego oprócz tego, że wszystko ewoluuje i trzeba się bardzo szybko uczyć oraz adaptować do zmian. A mam wrażenie, że są one coraz szybsze. Pojawiają się małe okienka, kiedy można wykorzystać szansę, więc trzeba mieć dobre wyczucie momentu. To, że mogą pojawić się nowi konkurenci i szybko zdobywać klientów, nie jest dla nas niczym przerażającym. Działamy w tym środowisku od lat, doskonale je znamy i rozumiemy.

Doradza pan innym start-upom i inwestuje w nowe projekty Czy anioł biznesu to kolejny etap rozwoju startupowca, który odniósł sukces?

W Booksy byłem odpowiedzialny za stworzenie produktu i technologii, a teraz odpowiadam za innowacje. Jesteśmy już na takim etapie rozwoju, kiedy zatrudniamy ludzi lepszych od siebie i przekazujemy im część obowiązków. Dzięki temu mam więcej czasu, by współpracować z całym ekosystemem biznesowym. Poznaję ciekawe osoby i ich pomysły na nowe zastosowanie technologii. Tu wciąż możliwy jest american dream, przejście „od nędzy do pieniędzy”. Z nowymi współpracownikami chętnie dzielę się swoim doświadczeniem.

Czytaj więcej

Polski start-up osiągnął wartość miliarda dolarów. Sztuczna inteligencja rządzi

Interesują mnie projekty, które, tak jak Booksy, oprócz wartości biznesowej mają pozytywny wpływ społeczny i pozwalają ludziom na lepszy life-work balance. Niedawno zainwestowałem w start-up SmartSchool, który dzięki sztucznej inteligencji uczy, jak rozwiązywać zadania z matematyki, pomaga dostać się na wymarzone studia, dostosowuje się do predyspozycji i umiejętności użytkownika, a jednocześnie jest tani i ma dostęp do olbrzymich zasobów wiedzy. Rozwiązanie to umożliwi równy start dzieciom, których rodziców nie stać na korepetycje. Dzięki niemu ten świat będzie trochę bardziej sprawiedliwy.

Czy to będzie lepszy rok dla innowacji i start-upów?

Fundusze Venture Capital inwestują z większą ostrożnością, preferując firmy, które być może będą wolniej rosły, ale mają bezpieczniejsze modele biznesowe i szybciej zarabiają. Częściej interesują się projektami, które są w stanie przetrwać ciężkie czasy niż dobrymi, ale ryzykownymi pomysłami. W modzie są projekty bliższe monetyzacji.

To gdzie teraz start-upy i fundusze widzą konfitury?

Goldman Sachs oszacował, że inwestycje w AI mogą sięgnąć nawet 250 mld dol. do 2025 roku. Myślę, że transformacje cyfrowe jeszcze przyspieszą i po raz kolejny zmienią sposób, w jaki żyjemy. Firmy, które tego dokonają będą na pewno dobrymi inwestycjami. Obecnie innowacje w obszarach AI i Medtech należą do najbardziej poszukiwanych inwestycji.

Mamy do czynienia z wielkim światowym wyścigiem technologicznym firm i całych krajów. Na razie ten wyścig przegrywamy. Mimo różnych zapowiedzi wpływ technologii na rozwój gospodarczy i naszą rolę w UE wciąż nie jest wystarczająco doceniany.

Dlaczego takie start-upy jak Booksy czy Smartschool zaczynają biznes od USA? W Polsce nie ma odpowiednich warunków?

Cały ekosystem w USA sprzyja innowacjom. Stany są największym rynkiem i właśnie tam najłatwiej rozwinąć skalę biznesu oraz zdobyć finansowanie. W Polsce start jest utrudniony, co może wydawać się bardzo dziwne, bo jesteśmy jedną z najszybciej rozwijających się gospodarek w UE. Niestety, pod względem innowacji na 27 krajów Wspólnoty jesteśmy blisko końca, wyprzedzając jedynie Bułgarię, Rumunię i Łotwę. Podobnie dramatycznie wygląda sytuacja pod względem inwestycji w badania i rozwój.

W Polsce start-upy mogą liczyć na pieniądze i wsparcie na etapie inkubowania pomysłu, rund seed. Natomiast większe rundy, to już domena inwestorów zagranicznych i – co przykre – aby móc się dalej rozwijać, innowacyjne firmy często są zmuszone szukać kapitału i wsparcia za granicą. Polskie fundusze venture capital mocno się zmieniły, chętniej inwestują, mają większy dostęp do wiedzy i środowisk inwestycyjnych, ale to wciąż za mało. Brakuje nam jako narodowi zwrotu z inwestycji w młodych ludzi i ich pomysły. Nie mamy dla młodych przedsiębiorców oferty na dalsze etapy rozwoju.

Oczywiście mamy potencjał, świetną młodzież, inżynierów, zarobki konkurencyjne do innych krajów, tanio wytwarza się tu bardzo dobrą technologię. Potrzebujemy jednak systemowej zmiany w kraju w podejściu do innowacji i technologii.

Co by pan radził nowemu rządowi?

Warto popatrzeć, jak to robią nasi sąsiedzi. Ważna jest większa, bezpośrednia pomoc państwa w postaci wsparcia z PFR czy ulg podatkowych. Potrzebne jest stworzenie preferencyjnych warunków przede wszystkim dla polskich przedsiębiorstw, dostosowanie wydatków na badania i rozwój do poziomu naszej konkurencji, ponieważ wciąż mamy jedne z najniższych w UE. Zapewnijmy kapitał firmom, które już odnoszą sukces od etapu scale up wzwyż, stwórzmy przyjazny system podatkowy i prawny, dzięki którym będzie się opłacało być „made in Poland”. Mamy do czynienia z wielkim światowym wyścigiem technologicznym firm i całych krajów. Na razie ten wyścig przegrywamy. Mimo różnych zapowiedzi wpływ technologii na rozwój gospodarczy i naszą rolę w UE wciąż nie jest wystarczająco doceniany. A to technologia jest obecnie podstawowym motorem rozwoju biznesu i krajów. A ludzie naszym największym kapitałem.

mat. pras.

Dekadę temu siedzieliście wszyscy razem w pokoju w starym PRL-owskim pawilonie na warszawskim Ursynowie. Teraz to już biuro w Dolinie Krzemowej czy na Manhattanie?

Pamiętam! Zaczynaliśmy od małego biura z jednym chińskim czajnikiem, a moje biurko stało w garażu. Zimą często pracowałem w czapce, ponieważ temperatura sięgała kilku stopni. Dużo się od tego czasu zmieniło. Teraz nasze centrum dowodzenia mieści się na warszawskim Manhattanie, w Sky Tower, a ponieważ USA to nasz główny rynek, biura i zespoły mamy także w Chicago, Orlando czy Miami.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie i komentarze
Co niosą ze sobą treści pornograficzne generowane przez sztuczną inteligencję
Opinie i komentarze
Dominik Skoczek: W Polsce cyfrowi giganci mają się dobrze
Opinie i komentarze
Tantiemy autorskie z internetu: jak korzyści nielicznych przekuć w sukces wszystkich
Opinie i komentarze
Od kredy i tablicy po sztuczną inteligencję. Szkoła chce być na czasie
Opinie i komentarze
Odpowiedzialne innowacje, czyli wątpliwości wokół Neuralinka i sterowania myślami