Gdy 15 lat temu postulowaliśmy wprowadzenie podatku przychodowego, jako przykład – ale tylko jako przykład – podawaliśmy sieci handlowe, które podatku dochodowego nie płaciły. Podatek przychodowy wprowadził rząd PiS, ale tylko dla nich, a nie dla wszystkich, i nie zamiast podatku dochodowego, tylko obok, i nie prosty – ale skomplikowany i w dodatku progresywny. Skończyło się fiaskiem. Jak wprowadzimy podatek przychodowy tylko od Google'a i Amazona, a nie od wszystkich, i obok podatku dochodowego, a nie zamiast – skończy się tak samo.

Reforma podatkowa musi być kompleksowa, a nie punktowa – zgodnie z teorią okrężnej przyczynowości Gunnara Myrdala. Powinno być ją łatwo przełknąć decydentom, bo Myrdal był przecież socjalistą, choć Nagrodę Nobla z ekonomii w 1974 r. otrzymał wraz z przedstawicielem liberalnej szkoły austriackiej Friedrichem Hayekiem. Różne podatki płacone przez różnych podatników są spięte w „koło przyczyn" – tworzą sprzężenia zwrotne jak w fizyce czy w biologii.

My w Polsce na razie nie chcemy podatku przychodowego. Chcemy walczyć z optymalizacją podatku dochodowego. W sumie zrozumiałe: walka z optymalizacją wymaga stosowania metod policyjnych, a to lubimy najbardziej. Dlatego zresztą podatek dochodowy jest utrzymywany. A już zwłaszcza progresywny podatek dochodowy od osób fizycznych. On najlepiej pozwala usprawiedliwić prawo do powszechnej inwigilacji każdego obywatela. Jednak nie tylko rząd nie chce podatku przychodowego. Nie chcą go też niektórzy makroekonomiści. Oczywiście podatnicy, którzy nie płacą podatku dochodowego, też nie chcą podatku przychodowego. Amazon, który zapłacił w Wielkiej Brytanii niższy podatek dochodowy niż wszystkie tradycyjne księgarnie razem wzięte – również nie chce. Ale jak już wszystkie metody zawiodą, ludzie zaczynają postępować rozsądnie – zgodnie z prawem Murphy'ego. Może politycy też tak zrobią.

Autor jest adwokatem, profesorem Uczelni Łazarskiego i szefem rady WEI