Jeśli sześć kolejek przed końcem Bundesligi wyprzedzasz Bayern o 16 punktów, trudno o lepszy dowód na to, że wykonałeś swoją robotę wręcz perfekcyjnie.
Leverkusen jest w tym sezonie fenomenem na skalę europejską. Nie ma drugiej takiej drużyny w pięciu największych ligach kontynentu. Nawet Paris Saint-Germain, Inter Mediolan i Real Madryt, dominujące we Francji, Włoszech i Hiszpanii, nie uniknęły porażek, a Bayer zmierza do mety niepokonany. Do pełni szczęścia brakuje mu tylko jednego zwycięstwa – w niedzielę podejmie Werder Brema – albo wpadek Bayernu (w sobotę u siebie z FC Koeln) i Stuttgartu (też w sobotę przed własną publicznością z Eintrachtem Frankfurt).
Bayer Leverkusen. Zdobycie tytułu będzie momentem oczyszczenia
Zdobycie tytułu będzie momentem oczyszczenia, bo Bayer przez lata niepowodzeń dorobił się przydomków „Vicekusen” i „Neverkusen”. Od 1997 roku pięciokrotnie kończył Bundesligę na drugim miejscu, przegrał także trzy finały Pucharu Niemiec i jeden Ligi Mistrzów, gdy w 2002 roku górą był Real. Reszta Niemiec miała więc powody, by ironizować, że jest skazany na bycie wiecznie drugim i nigdy nie wywalczy żadnego trofeum.
Najbardziej jaskrawym przypadkiem niemocy były wydarzenia z 2000 roku. Przed ostatnią kolejką Bundesligi Bayer był liderem, miał 3 punkty przewagi nad Bayernem i grał na wyjeździe z Unterhaching – zespołem pewnym utrzymania. Wydawało się, że nie może niczego zepsuć. Doznał jednak porażki 0:2, a Bawarczycy pokonali 3:1 Werder i to oni, dzięki lepszej różnicy bramek, sięgnęli po mistrzowską paterę.