Na początku 71 roku opromieniony zwycięstwem w wojnie żydowskiej Tytus Flawiusz powrócił do Rzymu ze swoją żydowską kochanką Bereniką i ulubionym renegatem Józefem Flawiuszem. Jego wjazd triumfalny do stolicy imperium przyćmił wszystkie parady, jakie kiedykolwiek przeszły ulicami tej metropolii. Cesarz Wespazjan przywitał syna w świątyni Izydy. Obaj uroczyście złożyli ofiary i zapalili kadzidła, założyli na skronie wawrzyn i odziani w purpurę przeszli oklaskiwani przez tłumy na Forum. Tam, witani przez senatorów, zasiedli na honorowych miejscach, by z dumą obejrzeć widowisko, które nawet dzisiaj mogłoby konkurować z największymi paradami wojskowymi. Przez Forum przetaczały się kilkupiętrowe złocone platformy, na których odgrywano sceny niszczenia Jerozolimy i mordowania jej mieszkańców. Józef Flawiusz napisał w swojej kronice: „Można było widzieć, jak spustoszono piękny kraj". Na każdej wieży stał przywiązany do słupa przywódca jakiegoś izraelskiego miasta, a najważniejszy ze wszystkich jeńców, przywódca powstania Szymon bar Giora, szedł z pętlą na szyi. Nikt tu nie litował się nad przegranymi. Liczył się tylko triumf Rzymu. Po raz kolejny „barbarzyńcy" mieli się przekonać, że Rzym jest niepokonany. Kiedy pochód dotarł do świątyni Jowisza, jeńcy zostali straceni, a tłum zawołał: „Złożono ofiary!".