„Rzeczpospolita" sprawdziła stosunek Polaków do doniesień o nieprawidłowościach w rozliczeniach zagranicznych delegacji posłów. Z badania przeprowadzonego przez IBRiS pod koniec ubiegłego tygodnia wynika, że nie ma tolerancji dla takich zachowań i mimo że gdy przeprowadzany był sondaż, oskarżenia dotyczyły głównie polityków PiS, podział nie przebiega wzdłuż głównej lini politycznego sporu w naszym kraju.
Niemal 87 proc. respondentów domaga się, by posłowie, którym udowodniono nadużycia, zrezygnowali z pełnienia mandatu (z czego 69 proc. określa swoją postawę jako zdecydowaną). Tylko 8 proc. nie widzi nic złego w tym, by zostali w Sejmie. Badanie przeprowadzono na dzień przed tym, jak swoją linię obrony przedstawił Adam Hofman. Były rzecznik PiS przekonuje, że wraz ze swoimi kolegami stał się ofiarę nagonki. Zaznacza, że pobrał ryczałt za przejazd samochodem do Madrytu (mimo iż poleciał tanimi liniami), bo w Sejmie nie ma innego druku, który pozwalałby się rozliczyć z samodzielnej podróży na Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy.
O to, czy Hofman ma rację, spytaliśmy Kancelarię Sejmu, która do zamknięcia tego wydania „Rz" nie udzieliła odpowiedzi. Poseł PO i jednocześnie szef polskiej delegacji w Radzie Europy Andrzej Halicki zapewnia, że nie ma innych możliwości niż bilet z Sejmu lub wyjazd swoim samochodem. – Nie słyszałem o takich praktykach, by ktoś kupował sobie bilet w tanich liniach sam – przekonuje nas polityk.
Tyle że skupienie uwagi na sejmowych finansach trafiło rykoszetem w partyjnego kolegę Halickiego, marszałka Sejmu Radosława Sikorskiego. Za sprawą okładki i publikacji tygodnika „Wprost" wrócił temat podnoszony niemal równo rok temu przez „Rzeczpospolitą" i „Fakt". Sprawa również dotyczy rozliczenia podróży samochodem.
Sikorski, który jako szef dyplomacji korzystał z całodobowej ochrony BOR, wyjeździł za publiczne pieniądze prawie 80 tys. zł prywatnym autem. Sprawa dotyczy też innych ministrów: Bartosza Arłukowicza i jego zastępcy Sławomira Neumanna.