To oczywiście wiadomość krzepiąca, tym bardziej że przez lata ranking FIFA raczej nas dołował, przypominano wciąż, że wyprzedzają nas nawet kraje futbolowo egzotyczne.
Przesadzano wówczas i przesadzamy teraz, podkreślając zdobytą nagle mocarstwową pozycję. Jedyną korzyścią z tego piątego miejsca będzie w przypadku bardzo prawdopodobnego awansu do finałów przyszłorocznego mundialu losowanie z pierwszego koszyka. Wprawdzie kiedy jedzie się na mistrzostwa, to trzeba wygrywać z każdym, bez względu na kolejność, ale obecność w pierwszym koszyku daje szanse na uniknięcie gry z najlepszymi już w fazie grupowej.
Robert Lewandowski nie zdobył jeszcze żadnego międzynarodowego trofeum ani z reprezentacją Polski, ani z Borussią czy Bayernem, ale o nim już możemy mówić, że jest czwarty, piąty albo szósty na świecie. Wysokie miejsce Polski w rankingu to w ogromnym stopniu jego zasługa. Polska wygrywa w eliminacjach do mundialu, Lewandowski strzela gola za golem i trzeba się z tego cieszyć. Ale boję się pomyśleć, co może się stać, kiedy nie będzie mógł zagrać w kadrze. Bez niego to już nie będzie piąta reprezentacja świata.
Ranking FIFA mąci w głowach. Kolejność jest wprawdzie efektem konkretnych, jasnych wyliczeń, ale dotyczą one wyłącznie wyników krajowych reprezentacji.
Na polską piątą pozycję zapracowała szkolona przez zagranicznych trenerów kadra zawodników Bayernu Monachium, Borussii Dortmund, VfL Wolfsburg, Napoli, Paris Saint-Germain, Hull City, AS Monaco, Swansea, AS Roma, Sampdorii, Anderlechtu, a w najmniejszym stopniu klubów polskich.