Dariusz Mioduski o odpadnięciu Legii z europejskich pucharów i błędach poprzedników

Właściciel warszawskiego klubu o odpadnięciu z europejskich pucharów, błędach poprzedników i trudnej zimie.

Aktualizacja: 29.08.2017 11:42 Publikacja: 28.08.2017 20:32

Dariusz Mioduski, właściciel Legii

Dariusz Mioduski, właściciel Legii

Foto: Rzeczpospolita, Jerzy Dudek

Rzeczpospolita: Na początku wszystko układało się po pańskiej myśli – Legia sięgnęła po tytuł. Porażka w pucharach boli podwójnie?

Dariusz Mioduski: Początek nie był łatwy. Owszem, cel został osiągnięty, ale wszystko zostało jemu podporządkowane. Postawiłem przede wszystkim na stabilizację, tak żebyśmy osiągnęli cel jakim było mistrzostwo. W normalnej firmie nie ma na koniec sezonu mistrzostwa i gdy przychodzi nowy prezes to pierwsza rzecz, jaką robi to zaczyna czyścić, wprowadza swoje porządki. Dla mnie najważniejsze było wprowadzenie nowego sposobu myślenia, żeby pojawił się w Legii plan, żeby wprowadzić fundamenty, na których będzie się można przy kolejnym kryzysie w przyszłości oprzeć. Bo to jeden z większych problemów, tu nie ma fundamentów. Nie było ani planu ani żadnych pieniędzy na trudniejszy moment, który zawsze musi kiedyś musi przyjść. Dla nas jednak w pierwszym okresie najważniejsza była stabilizacja i osiągnięcie celu. Wygraliśmy to mistrzostwo, mimo że od środka był siany ferment przez ludzi, którzy chcieli lub musieli odejść. To było fizycznie i mentalnie wyczerpujące. Po 10 dniach przerwy, po tak wyczerpującym psychicznie okresie, od razu przyszły mecze o wielką stawkę. Dziś płacimy za to cenę. Musimy sobie z tym poradzić..

Pan zaczyna być jednak przedstawiany jako osoba która nie potrafiła zatrzymać gwiazd, sprowadzić nowych odpowiednio dobrych i jeszcze nie udało się awansować po raz pierwszy od pięciu lat do pucharów.

Nie umiałem zatrzymać gwiazd? Odszedł tylko Vadis Odjidja Ofoe, z czym się liczono, a ja próbowałem do tego nie dopuścić. Pierwszy raz zdarzyło się, że w okienku odszedł tylko jeden piłkarz. Nowi zawodnicy zostali sprowadzeni i to za konkretne pieniądze. Prawdą jest, że nie przyczynili się do awansu do pucharów, ale wierzę, że odpalą. Poza Krzysztofem Mączyńskim, który odpalił od razu.

Mączyński jako jedyny z nowych był jednak gotowy do gry od zaraz.Mączyński jako jedyny był gotowy do gry od zaraz...

Nieprawda, Cristian Pasquato i Armando Sadiku też byli gotowi. Jedynym zawodnikiem kupionym z myślą o przyszłości jest Hildeberto. Wiedzieliśmy, że będziemy musieli na niego poczekać, że ma duże zaległości. Ale on ma 21 lat i podpisał pięcioletnia umowę. Oczywiście Pasquato i Sadiku przyszli z lig, gdzie jest znacznie dłuższa przerwa między sezonami. Musieli grać o punkty w czasie, w którym zazwyczaj odpoczywali albo dopiero zaczynali przygotowania. Ale ich przypadek jest różny od Hildeberto. Sadiku przez kilka sezonów zdobywał po 15-20 bramek co sezon. I tu też tak będzie. Pasquato grał w lidze, która jest silniejsza niż nasza, strzelał gole, asystował.

To ma pan za złe trenerowi, że zbyt mało z nich korzystał?

Nie. Rozmawiamy na ten temat regularnie. Wkurza mnie ten mit zawodników „gotowych" i „nie gotowych". Na początku lipca nie ma w Europie piłkarzy gotowych, bo cała Europa ma wtedy wakacje. Ale nie chcę się skupiać na nowych. Dziś problemem jest drużyna, która gra słabo na wszystkich pozycjach. Ale damy sobie z tym radę.

Czyli o transfery nie ma pan do siebie pretensji?

Będę miał, jeśli ci piłkarze nie odpalą. Ale dziś jeszcze nie jestem w stanie tego ocenić. Musimy zapomnieć już o przeszłości, mimo że jest to bardzo trudne.. Sam nie śpię po nocach, bo mi się przypominają dwie głupio stracone bramki: w Astanie i z Sheriffem tu w Warszawie. Gdyby nie one, to nasza rozmowa też miałaby zupełnie inny wydźwięk. Przecież z Sheriffem powinniśmy byli wygrać bez żadnych transferów i bez Vadisa. Mamy wystarczająco silną kadrę. Dziś dla nas jest jeden cel – mistrzostwo Polski. I dlatego tak ważny był ten mecz z Zagłębiem Lubin.

Obrażeni kibice szydzący i wyśmiewający własnych piłkarzy, transparent z prztyczkiem w pańską stronę i co chwila skandowanie „gdzie są puchary". Przynajmniej wynik dla Legii korzystny.

Kibice maja prawo być wkurzeni i wyrażać to. Zasłużyliśmy na krytykę. Ja też ją przyjmuję. Przecież sam jestem wściekły na to co się stało. Kibice domagają się pucharów bo mają świadomość, że miejsce Legii jest w Europie i tu w pełni się zgadzamy. Jedyna drogą do tego celu jest wygrywanie i zdobycie Mistrzostwa Polski. Wygrana z Zagłębiem to ważny krok w tym kierunku, choć wszyscy jesteśmy świadomi, że przed nami jeszcze mnóstwo pracy.

Praktyką Legii do tej pory było budżetowanie pieniędzy za grę w fazie grupowej Ligi Europy. Premia od UEFA to 5,6 milionów euro jeśli do LE trafia się przez play off eliminacji LM. Tych pieniędzy nie ma.

Mamy dużą dziurę. Taki budżet wynika ze struktury kosztów, która została stworzona jeszcze przez poprzedni zarząd i z którą teraz mamy problem. Na liście płac mamy wielu 30-letnich piłkarzy, na bardzo dobrych, długich kontraktach. Ich się nie sprzeda z zyskiem, a jednocześnie wkład niektórych z nich w grę jest zbyt mały. Musimy sobie z tym poradzić, ale nie możemy przecież przestać im płacić. Musimy przejść przez kilka okienek transferowych i tę strukturę zmienić. Ściągnąć zawodników młodszych, którzy mniej zarabiają i dla których Legia nie będzie miejscem emerytury. Pozyskać takich, którzy będą chcieli tu się rozwinąć, wygrywać, wypromować się i pójść dalej. I dlatego wykonaliśmy już pierwsze ruchy mające to zmienić. Hildeberto ma 21 lat, podpisaliśmy umowy z naszymi najlepszymi zawodnikami z akademii – Michalakiem, Majeckim, Wieteska może do nas wrócić i taki jest docelowy plan. Jest Szymański, jest Nagy. Stworzyliśmy drugą drużynę z doświadczonymi zawodnikami, żeby młodzi mogli się lepiej rozwijać. Ale na naszej liście płac jest całe mnóstwo zawodników, którzy gdzieś przepadli między pierwszą drużyną a rezerwami, o których się nie mówi, a którzy mają pensje na poziomie znacznie przewyższającym ekstraklasową średnią. Znacznie.

Jak do tego doszło? Przecież pan był przez te lata w klubie.

O to przede wszystkim zaczęliśmy się kłócić. Umowy zostały podpisane przez prezesa zarządu, bez uzyskania wcześniejszej zgody Rady Nadzorczej. Mimo że formalnie taka zgoda była wymagana. Jeśli zarząd podpisał z kimś umowę, ale nie dostał zgody rady, jest to formalnie problem zarządu. Z punktu widzenia prawa kontrakt oczywiście obowiązuje. Gdy się rozstawaliśmy podpisałem finalnie zgody na te umowy, bo było to jednym z warunków transakcji, tak aby poprzedni zarząd nie ponosił odpowiedzialności za decyzje, które podjął bez zgody Rady Nadzorczej.. Ale to była jedna z głównych przyczyn sporu.

Wróćmy do budżetu. Bez wpływu z Ligi Europy nie ma około 20-25 milionów złotych.

Więcej. Liczymy, że zabraknie jakieś 8 milionów euro. Premia od UEFA to jedno, ale jest jeszcze market pool, dni meczowe itd.

Musicie sprzedawać piłkarzy, by ratować budżet?

Nie za bardzo mamy kogo w tej chwili sprzedać. Mam nadzieję, że uda nam się pozbyć dwóch czy trzech zawodników. Z tych obciążających budżet, a nie mających istotnego wpływu na drużynę.

A takich, którzy mają?

Raczej nie. Wiadomo, że wciąż jest sprawa Michała Pazdana, który ma wpisaną klauzulę i jeśli ktoś ją wpłaci, to nawet nie musi ze mną rozmawiać. Ale na dziś nie chcę sprzedać Pazdana. Potrzebujemy zespołu, który gra o mistrzostwo Polski.

Legia może stracić płynność finansową?

Nie, gwarancją stabilności jestem ja. Będziemy musieli szukać oszczędności, poprzesuwamy pewne wydatki, niektóre działy będą musiały poczekać z inwestycjami. Z punktu widzenia kibica będą to jednak niezauważalne rzeczy. Na pewno nie ucierpią fundamentalne dla nas kwestie. Nie odpuszczę sprawy ośrodka treningowego dla pierwszej drużyny i akademii. Na najważniejsze wydatki wyciągnę pieniądze z własnej kieszeni.

W formie pożyczki do klubu?

Forma finansowania przez właściciela nie ma większego znaczenia.

Póki właściciel nie chce się pozbyć klubu.

Żeby była jasność. Legia nie zostanie sprzedana.

Kilka dni temu pojawił się artykuł w Interii, że Maciej Wandzel i Bogusław Leśnodorski chcą od pana odkupić Legię.

Ten artykuł to próba destabilizacji Legii, jedna z odsłon kampanii, która trwa od kiedy przejąłem klub. Niech więc pan jasno napisze – nie ma takiej możliwości. Z wykrzyknikiem.

Ale wyobraża pan sobie, że faktycznie pojawi się oferta?

Nie wyobrażam sobie. I nie wyobrażam sobie, że podjąłbym takie rozmowy. Mogę się odnosić tylko do tego artykułu. Znów mamy duet Wandzel – Leśnodorski próbujący mieszać w Legii. Myślałem, że zapłaciłem im tak duże pieniądze, że znajdą sobie inne zajęcia. Ja będę robił swoje, klub będzie robił swoje, więc to ciągłe destabilizowanie nas nie ma sensu. Wydaje mi się, że wszyscy już wiedzą jak wygląda ta gra. Gdyby chodziło o dobro Legii, to daliby spokój.

Co ma pan na myśli mówiąc o „kampanii destabilizacyjnej"?

Dzieje się to od pierwszego dnia, w którym przejąłem Legię. Z początku może było to bardziej szeptane działanie. Ale ostatnio wkroczyło na wyższy poziom. Czuję to na każdym kroku. Przy transferach, na co dzień w klubie wśród pracowników, czuje w kontaktach z piłkarzami, gdy wchodzę do szatni. Jest grupa ludzi, która wciąż bierze pieniądze z Legii w postaci odpraw uzgadnianych tuż przed moim przyjściem, jeździ klubowymi samochodami i uderza w nas z całej siły. Przecieki medialne o pensjach, transferach, podburzenie zawodników i wszystko to w wykonaniu ludzi, którzy mówią o miłości do klubu. Wśród naszych krytyków są aktywne publicznie osoby, które podpisały umowy kilka dni przed moim przyjściem do klubu, a dzień po złożyły wypowiedzenie i brały kilkumiesięczne odprawy. Żeby było jasne, to nie jest wymówka dla naszej gry. Bo wiem i widzę, że gramy słabo. Ale dzieje się tak również dlatego, że jesteśmy mentalnie rozbijani.

Przyczyn chyba jest jednak znacznie więcej. Nie może pan z czystym sumieniem, powiedzieć, że piłkarze są rozbici psychicznie, bo kilka osób, których już w Legii nie ma, uprawia jakieś swoje gierki?

Oczywiście, że przyczyn jest mnóstwo, ta kampania destabilizacyjna to może kilka procent całości. Ale może tych kilku procent zabrakło byśmy zagrali w pucharach. Bo i z Astaną i z Sheriffem brakowało niewiele. Cała reszta – 90-95 procent to oczywiście nasza wina, nasze błędy i musimy sobie z tym poradzić.

Na czym jednak konkretnie ta destabilizacja polega?

Gdy zaczynałem rozmowy z Vadisem widziałem chęć pozostania i jedyne w czym się różniliśmy to pewne kwestie finansowe, ale do dogadania się. Dwa tygodnie później jest zupełnie inna rozmowa i dowiaduję się, że zawodnik nie będzie tu grał za żadne pieniądze i zaczyna się powoływanie na obietnicę złożoną przez Leśnodorskiego, nie zapisaną w żadnym kontrakcie, że będzie mógł odejść. W temacie Vadisa wszystkie kroki zostały podjęte, nie mam sobie nic do zarzucenia. Na końcu musiałem podjąć decyzję racjonalną. Czyli go sprzedać, bo za kilka miesięcy mógłby podpisać umowę i odejść za darmo. Thibaut Moulin dostaje ofertę w dniu bardzo ważnego meczu z Tyraspolem i jest to natychmiastowo komunikowane w zaprzyjaźnionych mediach. To nie był przypadek. Zresztą to była oferta nie do przyjęcia, ale zawodnikowi mąci w głowie. Wypłynęły na światło dzienne pensje zawodników, co się przełożyło na perturbacje w szatni. Upubliczniane są wewnętrzne sprawy firmy. Dziś osoby, które przez lata żyły z Legii, niby z dobrego serca, z całej siły walą w ten klub.

Seweryn Dmowski, były pracownik Legii, twierdzi np. że Michał Żewłakow został wysłany na przymusowy urlop w trakcie okienka transferowego. Tak było?

Jeśli Seweryn Dmowski, pracujący jak wiadomo dla Macieja Wandzla, tak mówi, to zwyczajnie kłamie. Michał na swoją prośbę wyjechał na kilka dni, w tym czasie zresztą pracował. Nie rozliczam go, ile godzin spędził w biurze. Słyszę też, że Michał Żewłakow był omijany przy rozmowach z Vadisem. To kolejna bzdura. Ja się włączyłem w te rozmowy, ale nikt go nie pomijał. Jeśli kiedykolwiek był pomijany, to wcześniej, gdy część transferów była efektem jednoosobowego działania prezesa. Takie przekazy mają na celu rozbijanie zespołu. Zresztą robią to osoby, które bez Legii po prostu nie istnieją medialnie i ciężko im to znieść.

Pan tyle mówi o rozwijaniu się i byciu coraz lepszym. Tymczasem Aleksandar Vuković powiedział, że Legia mimo pięciu lat z rzędu gry w europejskich pucharach, mimo pieniędzy z UEFA za Ligę Mistrzów, wciąż jest na tym samym pułapie, na jakim była te pięć lat temu.

I ja się z nim zgadzam. Nie rozwijaliśmy się jako klub, mimo tych pieniędzy z pucharów. Koncentrowaliśmy się wyłącznie na tym co tu i teraz. W kontekście rynku w Polsce nie było to takie trudne. I mieliśmy mnóstwo szczęścia. Bo przez te pięć lat zagraliśmy jeden dobry dwumecz w eliminacjach pucharów – z Celtikiem. A on się zakończył katastrofą z innego powodu. Udało nam się nazbierać trochę punktów, ale wiele razy po prostu sprzyjało nam szczęście. Mimo tych pieniędzy jako klub nie weszliśmy na wyższy poziom i nie zbudowaliśmy żadnych fundamentów na przyszłość. Wydawaliśmy na chwilową poprawę sportową, ale nie budowaliśmy nic trwałego. Rosły zobowiązania i trzeba było je spłacić. Mnóstwo rzeczy robiono na kredyt. Nie regulowano faktur, nie płacono za piłkarzy, pojawiały się długi i później gdy przychodziła kasa z UEFA trzeba było je spłacić. Po moim przyjściu pierwszy raz na czas uregulowano premie i zobowiązania wobec dostawców. I taka była praktyka, mimo że klub dostał 100 milionów zł za Ligę Mistrzów, a do tego w zimowym okienku sprzedano zawodników za ponad 20 mln zł Oczywiście z tej puli 20 milionów zł poszło na spłatę ITI. Być może teraz przyszedł czas oczyszczenia. Musimy na nowo zbudować podstawy tego klubu.

Znów nie da się nie zauważyć, że przecież pan był w tym czasie klubie I znów odpowiedź brzmi tak samo.

O to się kłóciliśmy, takie właśnie gospodarowanie pieniędzmi było powodem, że nasz konflikt narósł do takich rozmiarów.

Ile zajmie to ponownie budowanie klubu, o którym pan mówił. Chyba więcej niż sezon?

Z pewnością. Ale i tak będziemy walczyć o mistrzostwo. Mamy zawodników, którzy są reprezentantami, Polski i innych krajów. Teoretycznie na każdej niemal pozycji mamy najlepszego piłkarza w lidze, przynajmniej na papierze. Oczyszczamy się i idziemy dalej.

Ale oprócz planów długoterminowych musi być tu i teraz. Musi być postęp sportowy w klubie sportowym.

Zgadza się. To jest kluczowa sprawa. Musimy się przyzwyczaić do tego, że od nowego sezonu rywalizację o Europę będziemy zaczynać 10 lipca i dojdzie jeszcze jedna runda eliminacyjna. Nie będziemy znajdować nowych zawodników w czerwcu czy w pierwszych dniach lipca. Więc prawdopodobnie musimy przesunąć moment, gdy dokonujemy transferów na zimę.

A skąd tej zimy pan weźmie pieniądze?

Nie się co oszukiwać, tej zimy będzie trudniej. Ale zobaczymy.

A jeśli nie zdobędziecie mistrzostwa? To będzie początek prawdziwej katastrofy finansowej?

Nie ma co tego teraz rozpatrywać. Nie mamy wymówek. Nie gramy co trzy dni, jest czas by solidnie trenować. Mamy drużynę która musi wygrywać, nie twierdzę, że wygramy każdy mecz, ale mamy obowiązek zdobywać trofea. Tak realnie rzecz biorąc naszym głównym konkurentem będzie Lech Poznań, który przechodzi przez bardzo podobne problemy do naszych. Tam postanowiono zrekonstruować drużynę, pozyskano wielu nowych zawodników. Mają tę przewagę, że ich akademia produkuje zawodników, których zaczęli sprzedawać za godne pieniądze. To akurat dobry przykład dla innych polskich klubów, bo przy naszych ograniczeniach finansowych innej drogi nie ma.

 

Rzeczpospolita: Na początku wszystko układało się po pańskiej myśli – Legia sięgnęła po tytuł. Porażka w pucharach boli podwójnie?

Dariusz Mioduski: Początek nie był łatwy. Owszem, cel został osiągnięty, ale wszystko zostało jemu podporządkowane. Postawiłem przede wszystkim na stabilizację, tak żebyśmy osiągnęli cel jakim było mistrzostwo. W normalnej firmie nie ma na koniec sezonu mistrzostwa i gdy przychodzi nowy prezes to pierwsza rzecz, jaką robi to zaczyna czyścić, wprowadza swoje porządki. Dla mnie najważniejsze było wprowadzenie nowego sposobu myślenia, żeby pojawił się w Legii plan, żeby wprowadzić fundamenty, na których będzie się można przy kolejnym kryzysie w przyszłości oprzeć. Bo to jeden z większych problemów, tu nie ma fundamentów. Nie było ani planu ani żadnych pieniędzy na trudniejszy moment, który zawsze musi kiedyś musi przyjść. Dla nas jednak w pierwszym okresie najważniejsza była stabilizacja i osiągnięcie celu. Wygraliśmy to mistrzostwo, mimo że od środka był siany ferment przez ludzi, którzy chcieli lub musieli odejść. To było fizycznie i mentalnie wyczerpujące. Po 10 dniach przerwy, po tak wyczerpującym psychicznie okresie, od razu przyszły mecze o wielką stawkę. Dziś płacimy za to cenę. Musimy sobie z tym poradzić..

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Piłka nożna
Gruzja jedzie na Euro 2024. Ten awans to nie przypadek
PIŁKA NOŻNA
Michał Probierz dla „Rzeczpospolitej”. Jak reprezentacja Polski zagra na Euro 2024
Piłka nożna
Bilety na mecze Polski na Euro 2024 szybko wyprzedane. Kibice rozczarowani
Piłka nożna
Manchester City kupił "najbardziej ekscytującego 14-letniego piłkarza na świecie"
Piłka nożna
Bilety na Euro 2024. Czy są imienne? Co z wysyłką i zwrotem? Jakie ceny dla dzieci?