Rzeczpospolita: Minister nauki Jarosław Gowin dopiero co przedstawił projekt ustawy reformującej szkolnictwo wyższe, a już spotkał się z krytyką ze strony własnego obozu politycznego. Szef Klubu Prawa i Sprawiedliwości Ryszard Terlecki powiedział, że treści ustawy nie zna ani rząd, ani klub. Jaka jest więc przyszłość tego projektu?
Marcin Kędzierski: Mamy tu pewną rozbieżność, ponieważ Jarosław Gowin twierdził, że prezes Kaczyński zaaprobował ustawę. Z kolei rzecznik PiS Beata Mazurek przyznała, że prezes partii widział projekt, ale niektóre z proponowanych rozwiązań są nie do przyjęcia. Los tej ustawy w dużej mierze będzie oczywiście zależał od obozu rządzącego, który stanął właśnie przed fundamentalnym pytaniem. Jego logika działania opiera się na trzech założeniach, czyli „dobrej zmianie", modernizacji i sprzeciwie wobec istniejących elit. I rzeczywiście, jeśli popatrzymy np. na plan Morawieckiego czy działania wobec sądów, to są one z tymi wytycznymi zgodne. Sama reforma Gowina również wpisuje się w tę logikę, natomiast sprzeciw niektórych posłów PiS-u jest jej złamaniem. Zamiast zmian jest postawienie na status quo, zamiast modernizacji –zastój. Jest to o tyle dziwne, że jednocześnie PiS, podnosząc rękę na elity sędziowskie, bardziej pobłażliwie traktuje elity akademickie.
Na czym polega problem z polską elitą akademicką?
Dzisiaj osoba, która ma za sobą habilitację, właściwie nie musi już specjalnie pracować. Oznacza to, że pracownik naukowy, pozbawiony wewnętrznej presji, już w wieku 40 lat – w zasadzie do emerytury – może być nieproduktywny, nie szanować ani swojej pracy, ani współpracowników. Oczywiście nie oznacza to, że zawsze mamy z taką sytuacją do czynienia. Znam wielu profesorów, którzy reprezentują wysoki etos pracy i są aktywni, ale trzeba przyznać, że istniejące bodźce systemowe wcale nie skłaniają do pracowitości.
Dlaczego środowiskom profesorskim miałoby zależeć na zablokowaniu reformy?